Historia pewnych tynków
Niemożliwe stało się możliwe! Czyli historia tynków, przy których nie obyło się bez przygód, nerwów i śmiechu przez łzy 😣. Zacznijmy od tego, że firma, która miała przyjść na początku sierpnia w rzeczywistości zawitała w połowie września i na dodatek w składzie jednoosobowym! Myślałam że padnę jak stałam 😨 oglądając ich pracę na innej budowie aż wrzało a tu nagle Pan twierdzi że wszyscy się zwolnili i wyjechali za granicę... no i się zaczęły przygody! Już na etapie obrzutki był cyrk, kiedy to szef szefów dumny z siebie oznajmił mi że miał intuicję i materiału wyszło idealnie tyle ile zabrał po czym zadaję mu pytanie dlaczego nie obrzucił wykusza no i wtedy ręce mu opadły a zaraz potem mi. Otóż nad wykuszem i kuchnią będzie sufit obniżony więc tej części sufitu nie tynkowaliśmy to gość postawił sobie wirtualną ściankę i odciął też te ścianki. Masakra! Oprócz wielu innych niespodzianek np. zatynkował dwa gniazdka, które wykryłam dzięki wcześniej zrobionym zdjęciom instalacji więc musiał je odkuwać i od nowa zatrzeć. Efekt końcowy jest na szczęście zadowalający, gdyż są to tynki pod malowanie i każdą nierówność wytknęłam do poprawki ale drugi raz nie chciałabym mieć z tym do czynienia. Jeszcze są nie doschnięte a prezentują się tak:
Komentarze